........::TWILIGHT::........

"Zmierzch,kolejny dzień dobiega końca. Choćby nie wiem jak był piękny jego miejsce zajmie kolejny..."


#106 2009-06-09 15:09:41

Alice-Agnes

Administrator

Skąd: k. Krakowa
Zarejestrowany: 2009-02-09
Posty: 469

Re: W pętli nieśmiertelności

Aaaa!
Do czwartku


http://img144.imageshack.us/img144/7913/5zil49yi7.png
Zmierzch, kolejny dzień dobiega końca...

Offline

 

#107 2009-06-10 19:02:37

Dredzio

Wampir

3381926
Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 271

Re: W pętli nieśmiertelności

Przepraszam Was bardzo, ale wystąpiły niespodziewane problemy techniczne i nowy rozdział nie ukaże się w czwartek. Już teraz jestm gwałtownie odciągana od komupuera, ponieważ rodzinka porywa mnie na działkę. Masakra... ==" Abyście mnie mogli w pełni zrozumieć, muszę dodać, że działka znajduje się na końcu swata z dala od cywilizacji. Ale najgorsze jest to, że nie ma tam Internetu! Bardzo nad tym ubolewan, ale niestety rozdział nie pojawi się jutro, a w poniedziałek.
Masakra.
Masakra.
Masakra.

Offline

 

#108 2009-06-10 20:58:29

krwiopijca na praktykach

Człowiek

1114456
Zarejestrowany: 2009-04-16
Posty: 41

Re: W pętli nieśmiertelności

........................................
powiedziałabym ,że sie potne , ale zabrzmialo by to zbyt drastycznie no i niektórzy mieliby pewnie wyrzuty sumienia ,że odebrali sens życia tak cudownej osobie jak ja(no tak,wrodzona skromność)...
ale powiem tak...WTF???!!!!NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ...!


Fucking nighttime. I loathed this time of day. Much like a bad piece of Russian literature, it was long as fuck, and boring as hell ||

Offline

 

#109 2009-06-10 22:44:43

Alice-Agnes

Administrator

Skąd: k. Krakowa
Zarejestrowany: 2009-02-09
Posty: 469

Re: W pętli nieśmiertelności

No MASAKRA...
To ja proponuje, weź kompa, i napisz nam ( bo Worda masz wszędzie ) za to 2 roździały.
Albo 3 ! Albo 4 !


http://img144.imageshack.us/img144/7913/5zil49yi7.png
Zmierzch, kolejny dzień dobiega końca...

Offline

 

#110 2009-06-11 09:43:26

ania1513

Wampir

8231212
Skąd: Warszawa
Zarejestrowany: 2009-04-17
Posty: 135

Re: W pętli nieśmiertelności

W imieniu panny Agaty oświadczam że:
nie napisała jeszcze bieżącego rozdziału i nie da rady napisać kilku dodatkowych. koniec przekazu. dziękuję za uwagę.


dude, tylko Ty możesz się tak do mnie zwracać

Offline

 

#111 2009-06-15 02:15:04

Dredzio

Wampir

3381926
Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 271

Re: W pętli nieśmiertelności

Jest już poniedziałek? No jest. No to jedziem! xD

Rozdział dziesiąty

- Wstawaj – powiedziała dziewczyna wchodząc do ponurego pomieszczenia. Znajdowało się tu tylko łóżko i szafka obok niego. Jednak mężczyzna, do którego się zwracała nie zareagował. – Wstawaj – powtórzyła, tym razem szturchając go. Leżał zwinięty w kłębek, na łóżku. Jęknął. Dziewczyna westchnęła, przysiadając na brzegu łóżka.
- Zenon, no weź się nie wygłupiaj. Wstawaj, już wyzdrowiałam. - Czyli ty też jesteś już zdrowy – dodała po chwili, widząc, że on nadal nie reagował. – Nadeszła pora, by Tworzyć!
- Gdzie się podziewałaś? – burknął, jakby obrażony. – Nikt mi nic nie mówił. Powiedzieliby mi, gdybyś chorowała. Już myślałem, że porzuciłaś WPN, albo, co gorsza, znalazłaś nowego Wena. Młodszego, przystojniejszego, lepszego... – zaczął się żalić, ale dziewczyna mu przerwała.
- Och przestań! Wiesz, że nie miałam powodów żeby cię zostawić. Byłam zajęta. No, wiesz... Przejęcie władzy nad światem i te sprawy...
- Ty? – zdziwił się Zenon.
Dziewczyna wywróciła oczami w odpowiedzi.
- To, że człowiek wygląda niepozornie, nie znaczy, że nie może być zły. Ty powinieneś wiedzieć o tym najlepiej.
- Chodź, idziemy Tworzyć – dodała po chwili.
Zenon westchnął i powoli wstał. Wziął z szafki przy łóżku swoje okulary w rogowej oprawce i oto stał przed dziewczyną w szarym garniturze. Poprawił go, wygładził i strzepnął kilka niewidzialnych paprochów. Mężczyzna wyszedł posłusznie za kobietą.
Może Zenon wyglądał niepozornie, ale krył w sobie wielki potencjał. W końcu to on doprowadził już kilka razy do końca świata. Ten stary, szary garnitur krył wiele tajemnic...

~*~

- Nie myślałaś kiedyś o tym, żeby spotkać się z Jasperem już teraz? – zapytał mnie Carlisle pewnego dnia. Był rok 1918. Znaliśmy się dopiero od kilku miesięcy. A może nie dopiero, tylko aż kilka miesięcy?
Podniosłam głowę znad czytanej książki i stłumiłam prychnięcie. Ach, te zapędy Carlisle’a…
- Znasz go przecież – to stwierdzenie mogłoby wydać się dziwne, ale przyszła głowa rodziny Cullenów wiedziała już, jak będzie wyglądała przyszłość - dzięki mnie.
- Kocha wojnę ponad wszystko. Dlaczego miałby teraz porzucić swoje dostatnie życie i przejść na naszą dietę…? Nie dość, że ma z tym problemy, to jeszcze musiałby czekać na Alice. Myślę, że powinniśmy poczekać aż sam do nas przyjdzie.
Carlisle westchnął zawiedziony.
- On żyje tak już od przeszło pięćdziesięciu pięciu lat... – Carlisle westchnął ponownie.
- Dajmy się chłopakowi wyszaleć – mruknęłam kończąc temat, jednocześnie wracając do lektury. Wcześniej sprawdziłam co Carlisle chciał zyskać przez tą dyskusję. Wiedziałam, że w zanadrzu ma jeszcze wiele argumentów, które przemawiałyby za wcześniejszym dołączenie do nas Jaspera. Ale ja dobrze wiedziałam, że Jazz powinien poczekać jeszcze na Alice. Tak jak Carlisle, chciałam, żeby wszyscy byli szczęśliwi i po prostu wybrałam mniejsze zło, odmawiając teraz mojemu wampirzemu ojcu.

- To już dziś – szepnął podniecony Carlisle.
Był kwiecień 1921 roku, czwartek.
Kiwnęłam głową, uśmiechając się do siebie. Właśnie wróciliśmy z nocnej zmiany w szpitalu, a wieczorem uratujemy Esme.
Czasem wkradałam się do umysłu ojca i cieszyłam się razem z nim na powiększenie rodziny. Teraz już bez zastanowienia nazywałam go „tatą”. Jednak nie działo się tak dlatego, że spędziłam z nim kilka lat i zacieśniłam więzi z Carlisle’m. Nie zbliżyliśmy się do siebie przez ten czas, bardziej niż przy pierwszej rozmowie. Po prostu wiedziałam, że spędzimy razem wieczność. Za kilkadziesiąt lat, będzie również ojcem dla mojego przybranego rodzeństwa; stworzymy „normalną” rodzinę. O ile w ogóle można ją będzie nazwać normalną.
Nie mieliśmy jakiegoś skomplikowanego planu ratowania Esme. Już wcześniej ogłosiliśmy w szpitalu, że przenosimy się i nie będziemy mogli dłużej tu pracować. Według oficjalnej wersji w środę w nocy byliśmy w szpitalu po raz ostatni, a dziś mieliśmy wyjechać z miasta. Ale tak naprawdę czekaliśmy tylko do zmroku, żeby móc zakraść się do kostnicy.
Dzisiejszy dzień dłużył nam się bardziej od wszystkich innych. Carlisle czekał przecież na swoją ukochaną, a ja na przyszłą matkę.
- Zmierzcha – westchnął mój ojciec, odzywając się po raz pierwszy od wielu godzin. Przytaknęłam mu i bezszelestnie do niego dołączyłam. Staliśmy razem przy oknie, obserwując zachód słońca. Kiedy na ciemnym niebie widniał już tylko księżyc, wyszliśmy z naszej kryjówki bez słowa. Pędziliśmy przez noc, spiesząc na ratunek umierającej Esme. Wiedzieliśmy, że przywiozą ją do kostnicy akurat jak przybędziemy na miejsce, ale i tak obawialiśmy się o powodzenie naszej misji.
Jeszcze żyje, jeszcze, żyje…
Jak mantrę powtarzał sobie Carlisle. Od tyłu zakradliśmy się do budynku szpitala i bezgłośnie wkradliśmy się do prosektorium. Stamtąd, podążając za dźwiękiem słabo bijącego serca dotarliśmy do kostnicy. Bez trudu odnaleźliśmy osobę, o którą nam chodziło.
Jesteś pewien?
Zapytałam Carlisle’a, nie używając słów. Patrzyliśmy przy tym sobie w oczy i widziałam determinację, którą czułam przez umysłowy kontakt z moim ojcem. Poważnie przytaknął głową.
A zatem zaczynajmy.
Razem pochyliliśmy się nad nieprzytomną Esme. Carlisle za pierwszym razem ugryzł ją jak najbliżej serca, tak jak go wcześniej poinstruowałam - dzięki temu przemiana dokona się szybciej. Potem pozwoliliśmy, aby nasz jad dotarł do każdej jej rany, które dzięki niemu zagoiły się już po chwili. Wyleczyliśmy połamane kości, zadrapania i siniaki. Po tym wszystkim Esme wyglądała jakby była pogrążona we śnie i nic nie wskazywało na to, że skoczyła dziś z klifu, ledwo uchodząc z życiem. Carlisle pochylił się nad nią po raz kolejny. Ostrożnie wziął na ręce jej kruche, blade ciało.
Razem, nadal pod osłoną nocy wróciliśmy do naszego małego domku. Tam Carlisle ułożył Esme na łóżku i przysiadł obok niej. Ja stałam z boku. Wysłałam nitki do umysłu Esme i usłyszałam jej myśli przepełnione bólem, który teraz także czułam. Dzieliłam z nią myśli, pomagając jej przedrzeć się przez ogień. Po pewnym czasie wydobrzała na tyle, by się ocknąć i lepiej czuć ból. Odciągałam ją od niego i tłumaczyłam wszystko co chciała wiedzieć.
Tylko jeden temat musiałam przemilczeć. Już na początku ustaliłam z Carlisle’m, że nikt poza nami nie powinien wiedzieć o tym, że po każdej śmierci odradzam się na nowo. Byłam pewna, że inni nie zrozumieją i nie chciałam, żeby Esme zamartwiała się z tego powodu. Emmett pewnie próbowałby mnie zawsze w żartach zabić, skoro i tak mogę się odrodzić. A Rosalie by szalała, chcąc doświadczyć tego samego co ja. Przecież ona oddałaby wszystko, za to żeby jej ludzkie życie było idealne – tak jak ona sama. Dokładnie takie jak zaplanowała, wspaniałe, pełne radości i bez bólu. Z dzieckiem… Każdy chciałby żyć idealnie. Ale nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że takie życie to przekleństwo.
Po ponad dwóch dniach, przemiana wreszcie zaczęła dobiegać końca. Wyczułam to poprzez nasze połączone myśli. Ból powoli zaczynał się cofać, a miejsca, które ogień już zostawił stawały się chłodne.
Co się dzieje?! – wykrzyknęła zaniepokojona Esme. Nie znała tego uczucia i bała się.
Ogień się cofa – wytłumaczyłam uspokajając ją. Za kilka godzin będziesz już prawdziwym wampirem.
Razem z Carlisle’m przysłuchiwaliśmy się ostatnim uderzeniom jej serca, które miało już zamilknąć na zawsze. Po tym Esme dołączyła do nas jako nieśmiertelna istota, którymi byliśmy także i my – wampiry.
- Czuję ogień cały czas w moim gardle – szepnęła wampirzyca chwytając się za nie. Patrzyła mi przy tym w oczy, a ja w jej mogłam zobaczyć lęk. –Tak bardzo chce mi się pić – szepnęła.
- Już dobrze Esme – szeptał Carlisle. – Zaraz coś na to poradzimy. Chodź. Czy wiesz co teraz musimy zrobić?
Obie przytaknęłyśmy. Esme już wcześniej zaczęła czuć pragnienie, ale odciągałam od niego jej uwagę. Cały czas opowiadałam jej o naszych cechach. Wiedziała, że nadszedł czas na jej pierwsze polowanie. Nie bała się go, bo widziała w moich wspomnieniach jak wyglądało moje pierwsze, te z moim ojcem. Esme wstała niepewnie, wypróbowując swoje nowe ciało i związane z nim możliwości. W mgnieniu oka przekroczyła pokój, zbliżając się do mnie. Gdybym nie miała z nią cały czas kontaktu umysłowego, nie wiedziałabym, że zbliża się do mnie tylko po to żeby mi podziękować, a nie zaatakować. Bo każdy nowonarodzony jest na początku niebezpieczny. Ale ona chciała mi tylko pokazać jak bardzo jest wdzięczna za to, że byłam z nią cały czas, wspierając ją i odciągając od bólu. Potem niepewnie podeszła do Carlisle’a. Jego także uściskała, bo podczas przemiany rozmawialiśmy w trójkę. Wszyscy zdążyliśmy się ze sobą poznać, ale to ja i Esme miałyśmy ze sobą najbliższy kontakt. Wiedziałam, że wkrótce się to trochę zmieni, ale taka była kolej rzeczy.

Offline

 

#112 2009-06-15 18:09:37

bogus1

Nowonarodzony

11298074
Skąd: Ruszkówek
Zarejestrowany: 2009-05-18
Posty: 87

Re: W pętli nieśmiertelności

No nareszcie jak się ciesze bardzo. Nie mogłam się w końcu  doczekać nowej części
Super wstęp z Zenonem!


"Przyrzekam kochać cię przez całą wieczność - każdego dnia wieczności z osobna."

Offline

 

#113 2009-06-15 20:43:42

Clarie

Wampir

3777215
Skąd: Szczecin
Zarejestrowany: 2009-04-17
Posty: 218

Re: W pętli nieśmiertelności

dzięki że pozwoliłaś nam bliżej poznać Twojego nieocenionego Zenona:)

rozdział świetny, tylko chciałabym już o czymś nowym poczytać, tzn. jak już będą wszyscy Cullenowie bez Edzia (chyba, że masz do samej rodziny wampów inne plany...;p)
tak więc[zdania nie zaczyna się od 'tak więc';D] czekam z niecierpliwością na to jak wszystko się potoczy


http://img180.imageshack.us/img180/5985/beztytuux.jpg

Offline

 

#114 2009-06-15 21:31:15

Dredzio

Wampir

3381926
Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 271

Re: W pętli nieśmiertelności

Zenon się kłania i zapowiada, że jeszcze tu wróci...

O rany, rany...
To ja tu się staram, wymyślam jak poszczególni członkowie rozdziny Cullenów dołączali do reszty...
xD
Chcę zapełnić tę jedną z wielu luk pozostawionych przez Meyer. ^^
No cóż, Clarie, będziesz się jeszcze musiała pomęczyć kilka rozdziałów. xd Łatkuję! xD
A tak w ogóle, to ja nie powiedziałam, że Edzio w ogóle się pojawi. ;>

Offline

 

#115 2009-06-16 11:37:25

lilu911

Nowy użytkownik

Zarejestrowany: 2009-03-09
Posty: 4

Re: W pętli nieśmiertelności

będzie dalszy cią???
możesz mi wysłać całość na e-maila???
agacia9991@wp.pl


Miłość może być wieczna:)

Offline

 

#116 2009-06-16 13:59:21

Dredzio

Wampir

3381926
Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 271

Re: W pętli nieśmiertelności

Oczywiście, że będzie ciąg dalszy. Przecież nigdzie nie napisałam, że to koniec.
Na razie mam tylko te dziesięć rozdziałów, mam Ci je wysłać na maila?

Offline

 

#117 2009-06-17 14:51:12

Alice-Agnes

Administrator

Skąd: k. Krakowa
Zarejestrowany: 2009-02-09
Posty: 469

Re: W pętli nieśmiertelności

Fajne, fajne...
Dredzio odbierz PW.


http://img144.imageshack.us/img144/7913/5zil49yi7.png
Zmierzch, kolejny dzień dobiega końca...

Offline

 

#118 2009-06-18 21:37:54

~~Brie~~

Wampir

Skąd: Polska Stolica Makaronu xDD
Zarejestrowany: 2009-02-21
Posty: 260

Re: W pętli nieśmiertelności

jaki masz dziewczyno talent
no ale bez zbytnich słów
to jest poprostu pierwszorzędne


Gdyby wszystko przepadło, a on jeden pozostał, to i ja istniałabym nadal. Ale gdyby wszystko zostało, a on zniknął, wszechświat byłby dla mnie obcy i straszny, nie miałabym z nim po prostu nic wspólnego.
                              Nie mogę żyć bez mojego życia, nie mogę żyć bez mojej duszy ! ;***

Offline

 

#119 2009-06-21 20:49:00

Dredzio

Wampir

3381926
Zarejestrowany: 2009-04-01
Posty: 271

Re: W pętli nieśmiertelności

No, już od jakiegoś czasu mam rozdziały jedenasty i dwunasty. Dziś jedenasty, a jutro dwunasty.

Rozdział jedenasty

Cullenowie to zwyczajna rodzina. Doktor Cullen pracuje w szpitalu na nocną zmianę – to dlatego nie widuje się go za dnia; odpoczywa. Mieszka tu wraz ze swoją żoną Esme i jej siostrą – Isabellą. Można je spotkać na ulicach miasteczka tylko wieczorem, ponieważ za dnia są bardzo zajęte. Rzadko kiedy, ktokolwiek ma okazję zapoznać się z Cullenami. Jednak każdy, kto ich pozna choć trochę, wie, że to bardzo inteligentni i porządni ludzie.
Tak właśnie o nas myślano. Nie uczestniczyliśmy zbytnio w życiu towarzyskim, ale też nie izolowaliśmy się od ludzi. Dlatego udawało nam się unikać podejrzeń. Mogliśmy żyć w spokoju, ciesząc się swoim towarzystwem i przemijającym czasem – przecież w przyszłości miało być już tylko lepiej.
Za dnia zwykle rozmawialiśmy ze sobą. Czasem czytaliśmy, albo każdy robił to, co chciał. Wieczorami razem spacerowaliśmy. Bywały dni, że wybierałam się na przechadzki po mieście, żeby Carlisle i Esme mieli czas dla siebie. Wtedy przemierzałam miasto, przemieszczając się małymi, zacienionymi uliczkami, żeby nikt nie widział jak błyszczę się w słońcu. Kiedy tak ‘spacerowałam’, przysłuchiwałam się myślom ludzi. Dzięki temu miałam pewność, że nikt nic nie podejrzewa, a my nadal możemy tutaj mieszkać. Oczywiście nie zawsze było łatwo. Sprowadziliśmy się tutaj dopiero rok temu. Szczególną uwagę zwróciła na nas pewna rodzina – Hale. Ponieważ to ich córka była do czasu naszego pojawienia się, uznawana za najpiękniejszą, zaczęli nam zazdrościć naszego wyglądu. Przez to, nie zyskaliśmy przychylności tej rodziny. Ale powoli, szczególnie dzięki temu, że Carlisle pomógł wielu ludziom pracując w szpitalu, zrehabilitowaliśmy się w opinii mieszkańców miasteczka.
Jednak to nie bliskość ludzi i możliwość zdemaskowania nas była dla mnie i ojca największym zmartwieniem. Mieszkanie tu było dla nas trudne ze względu na bliskość Rose i świadomość, że kiedyś może stać się częścią naszej rodziny, lub pozostawić w niej lukę, której nie mogłoby już nic wypełnić. Bez Rosalie nie będzie także Emmetta. A bez tej dwójki to już nie to samo. Ten argument zawsze pojawiał się w naszych rozmowach o na jej temat.
Teraz czekała nas trudna decyzja. Czy mamy przyjąć Rose do naszej rodziny? Nie zważając na to, jak bardzo ją unieszczęśliwimy zabierając jej szansę na dziecko i ludzkie życie? Przecież pierwotnie Carlisle uratował ją dla Edwarda. To dla niego została członkiem naszej rodziny. Teraz powinna nam być obojętna, w końcu teraz zamiast Edwarda byłam ja. Ale ja ją ciągle pamiętałam. Dla mnie Rosalie stanowiła nieodłączną część rodziny – z resztą tak jak wszyscy. Gdy podzieliłam się z Carlisle’m moimi myślami pierwszej nocy po przemianie, on nabrał do tego takiego samego stosunku. Podzielał moje zdanie prawie zawsze. Dla niego nasza rodzina będzie stanowiła całość, tylko jeśli będzie nas siedmioro. Dlatego liczyliśmy się z tym, że będziemy musieli i tak przemienić Rose. Nie wiedzieliśmy jeszcze jak to zrobimy, ale jednego byliśmy pewni. Nie mogła z tego powodu cierpieć i żałować, że nie mogła pozostać człowiekiem.
Dni i noce jak zwykle mijały powoli. Już od dłuższego czasu nie myśleliśmy o przyszłości, dlatego byliśmy w miarę szczęśliwi. Nie martwiliśmy się o to co nadejdzie i tym, że musimy okłamywać Esme.
Nieraz zdarzało nam się zająć bez reszty rozmową w myślach, co nie uchodziło uwadze mojej matki. Wbrew sobie, musieliśmy ją wtedy okłamywać, przez co oboje mieliśmy potem wyrzuty sumienia. Cieszyłam się, że przez ostatnie tygodnie nie okłamałam Esme ani razu i mogliśmy tworzyć szczęśliwą rodzinę. Taką, jaką zawsze chcieliśmy być.
Z niewiadomych powodów dzisiejszy dzień dłużył nam się od pozostałych. Carlisle i ja czytaliśmy, a Esme haftowała. O dziwo, w ogóle nie mogłam się skupić na treści książki, a myślałam, że nie jest to możliwe u wampirów. Potarłam oczy w ludzkim, bezsensownym odruchu i zauważyłam, że mój ojciec się we mnie wpatruje. To był znak, że chciał porozmawiać.
Nigdy nie wchodziłam do umysłów rodziców bez wyraźnego pozwolenia. Zawsze dbałam o to, żeby mieli zapewnioną prywatność. Zawsze cieszyłam się, że w przeciwieństwie do Edwarda mogę panować nad czytaniem w cudzych myślach.
Zauważyłeś? Nie mogę się skupić nawet na czytaniu. Posłałam do Carlisle’a cierpką myśl. Z jego emocji wyczytałam, że nie o tym chciał mówić i nie kontynuowałam swoich narzekań na ten wyjątkowo długi i ciężki dzień.
Czuję, że to już właściwy czas. Przemyślałem sobie wszystko i wiem już, co musimy robić.
Z początku nie miałam pojęcia, o czym on mówił. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że powraca do dawno nie poruszanego tematu. Bezgłośnie westchnęłam, rzucając spojrzenie na Esme, która akurat na mnie patrzyła. Uśmiechnęła się do mnie smutno, bo wiedziała, że coś minie trapi, ale nie potrafiła mi pomóc. Odwzajemniłam uśmiech i udałam, że powracam do lektury.
To znaczy, że jest jednak wyjście? Rose może do nas dołączyć i nie cierpieć z tego powodu?
Poczułam jego emocje, które najlepiej oddałby krzywy uśmiech. Czyli prawie trafiłam. Carlisle wiedział co należy robić.
To zależy też w dużym stopniu od niej. Wiesz doskonale, że możemy manipulować ludźmi, ale pod warunkiem, że znamy ich naturę. Gdyby pokazać Rose kim naprawdę jest Royce i wkroczyć zanim zapragnie dziecka… Kto wie? Może po przemianie będzie szczęśliwsza…?
Ojciec wyczuł mój sceptycyzm i wiedział czym on jest spowodowany.
Tak. Manipulowanie ludźmi jest złe. I niemoralne – dodał po chwili, czując, że czekałam aż doda coś jeszcze. Ale przyznaj, że to jedyne wyjście z tej sytuacji.
Wiem, że powinnam się z tego cieszyć, ale nie lubiłam, gdy manipulowaliśmy słabszymi i niczego nie świadomymi ludźmi. To było nie fair w stosunku do nich. Bo zawsze i we wszystkim mieliśmy nad nimi przewagę.
W końcu niechętnie przyznałam ojcu rację i ustaliliśmy szczegóły tego, co zrobimy. Udało nam się nawet ustalić wszystko, nie zwracając na siebie uwagi Esme. Do końca dnia mieliśmy już zaplanowane najbliższe tygodnie naszej egzystencji.

Chociaż nigdy nam się nie spieszyło i nie przejmowaliśmy się upływem czasu, wtedy było inaczej. Z każdym kolejnym dniem nasze zniecierpliwienie rosło i z czasem zaczynaliśmy już wątpić w powodzenie planu i słuszność naszej decyzji.
Organizowaliśmy spotkania, na których Esme i ja mogłyśmy zaprzyjaźnić się z Rosalie. Znałam ją bardzo dobrze. Teraz musiałam tylko sprawić aby i ona mnie poznała, a z czasem nawet polubiła. Przez pierwsze tygodnie spotkań nie działo się absolutnie nic. Rosalie ciągle nie mogła się do mnie przyzwyczaić i zazdrościła mi mojego wyglądu. Dopiero z czasem zdążyła mnie poznać i przekonać się, że nie rywalizuję z nią, a chcę się tylko zaprzyjaźnić. Tak właśnie powoli nasze spotkania stawały się coraz dłuższe, lepiej się poznawałyśmy i zaczęłyśmy zaprzyjaźniać. Choć teoretycznie to wszystko robiłam tylko po to, żeby Rose stała się członkiem naszej rodziny, to zaczęłam wyczekiwać każdego następnego spotkania z innego powodu. Zaczynałam ją kochać jak siostrę, którą niegdyś była. Wyczekiwałam na nią i zaczęłyśmy się spotykać częściej. Tak właśnie Rosalie i ja stałyśmy się bliskimi przyjaciółkami.
Nastąpiło to we właściwym czasie. Royce zaczął się właśnie zalecać do Rosalie. Carlisle i ja nie mogliśmy pozwolić, aby byli razem. Dlatego rozmawiając z Rose często wspominałam o jej adoratorze i krytykowałam go. Teraz wystarczyło wprowadzić ostatnią fazę planu. Pokazanie Rosie do czego zdolny jest Royce.
Był już późny wieczór, jak zwykle zagadałyśmy się, ale dziś Rose wychodziła ode mnie jeszcze później niż zwykle. Dlatego zaproponowałam, że odprowadzę ją kawałek. Zgodziła się chętnie, bo oznaczało to, że pożegnamy się później. Byłyśmy już w połowie drogi, kiedy dzięki moim wampirzym zdolnościom usłyszałam męskie głosy dobiegające z daleka. Carlisle dobrze się spisał.
Dopiero po kilku minutach Rosalie też ich usłyszała. Jej serce przyspieszyło, ale nie dała po sobie poznać, że się boi. Zamilkła i z zaciętą miną szła dalej. Wiedziałam, że zechce zignorować ludzi pod latarnią. Ale kiedy podeszłyśmy dostatecznie blisko, żeby rozpoznała Royca. On też ją zauważył i uśmiechnął się.
Czasem, w takich chwilach jak ta przeklinałam mój czuły węch. Przez niego docierały do mnie wszystkie zapachy z tej uliczki. Odór spoconych ciał mężczyzn, woń alkoholu i rozkładu czającego się w ciemnych kątach.
Ponownie pomyślałam, że Carlisle dobrze się spisał. Ale nie wiedziałam co dalej.
- Panowie, patrzcie! To moja luba Rosalie! – krzyknął Royce bełkocząc lekko. Odpowiedział mu rechot pijanych koleżków.
Rytm serca Rose nie był już przyspieszony, a gnał prawie tak szybko jak… Jak u Renesmee… To znaczy, że w żyłach Rose krąży już adrenalina. Kiedy znalazłam się w tamtym miejscu, oko w oko z grupą nietrzeźwych mężczyzn zwątpiłam w nasz plan. Bo co miałam teraz zrobić? Modlić się, żeby zostawili nas w spokoju? A może, kiedy nas już napadną pozabijać wszystkich? Odszukałam umysł Carlisle’a i streściłam mu całą sytuację.
Wiem, że tego nie chcesz, ale po raz kolejny musisz posłużyć się swoją mocą. To chyba jedyne dobre wyjście.
Z westchnieniem przerwałam nasz umysłowy kontakt i skierowałam wzrok na grupkę przed nami. Powoli wyciągnęłam nitki w ich stronę, nie zważając na przerażoną Rose u mojego boku, czy to o czym oni mówili, z czego się tak śmiali. A przede wszystkim starałam się nie zwracać uwagi na to, że się do nas powoli zbliżają.
Chodźmy do domu. Zostawmy je.
Zabawne, że każda myśl, która pojawi się w umyśle człowieka, jest przez niego brana za swoją. Tak więc każdy z idących w naszą stronę mężczyzn zatrzymał się i po chwili cała grupka zaczęła podążać w innym kierunku.
Spojrzałam na Rose, która byle teraz chyba równie blada jak ja.
- Wszystko dobrze? – zapytałam cicho, bojąc się ją wystraszyć. Przytaknęła słabo, a w jej oczach nadal było widać przerażenie. Uspokoiłam ją trochę i odprowadziłam bezpiecznie do domu. Powiedziałam jeszcze tylko, że przyjdę ją jutro odwiedzić i oddaliłam się szybko zła na to, że nie ustaliliśmy wszystkiego z Carlisle’m wcześniej.
W domu, nadal zła na siebie usiadłam z impetem na fotel, który zadygotał w odpowiedzi na siłę z jakim to zrobiłam. W kolejnym bezsensownym odruchu zaczęłam sobie masować skronie i zamartwiać się. Carlisle był już w szpitalu i nie chciałam przeszkadzać mu w jego ulubionym zajęciu – niesieniu ludziom pomocy. Nie mogłam też porozmawiać o tym wszystkim z Esme, bez wyjawiania jej całej prawdy. Po godzinie z nudów zaczęłam przeglądać umysły ludzi.
Teraz bez problemu rozróżniałam nie tylko punkty symbolizujące moich wampirzych rodziców, ale także Rosalie. Kiedyś odkryłam, że te umysły, które widzę lepiej to bliskie mi osoby. Dzięki temu, że punkty są większe mogę odczytywać silne emocje nawet nie wchodząc do nich. Dlatego czułam spokój Esme, radość Carlisle’a i…
…przerażenie Rose. Szybko weszłam do jej myśli i poczułam ten ból i strach… Gdzieś obok niewyraźne głosy, a potem nie było już nic.

Z tamtej nocy, choć to niemożliwe u wampira, pamiętam niewiele. Może tylko moją złość i rozpacz, przerażenie. Pamiętałam uczucie pędu i to jak powietrze omiatało moją twarz gdy biegłam, do Rosalie. Chyba spieszyłam jej na ratunek. A potem była rozpacz i długie godziny niczego. Pustki. Nie wiedziałam co się działo ze mną przez ten straszny czas. Ale jednej myśli byłam pewna – tej którą posłałam do ojca.
Dopadli ją w jej własnym domu. Musiałam ją przemienić.

Offline

 

#120 2009-06-21 23:16:16

Clarie

Wampir

3777215
Skąd: Szczecin
Zarejestrowany: 2009-04-17
Posty: 218

Re: W pętli nieśmiertelności

o jacie, jacie!!
ten rozdział podobał mi się najbardziej ze wszystkich z tego "życia" Belli
może dlatego, że lubię Rose...
historia utrzymuje w napięciu, nie mogę się doczekać jutra;]


http://img180.imageshack.us/img180/5985/beztytuux.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl